Na skraju starego ogrodu domek, pracownia…

21 marca 2023

Na skraju starego ogrodu domek, pracownia.
W środku trofeum, niebieski obrazek w kołnierzu ramy. Osadzony jak klejnot, zwrócony ku swemu wnętrzu. Błękity, obracające się z dala od światła, niejednorodne, zmętniałe, nie torują oku drogi. A ono, nawykłe do kształtów, błądzi pośród widm, odblasków, trzymając się blisko powierzchni. I raczej wyczuwa, niż widzi, falowanie sennych, zdradliwych głębin.

Naraz perlisty słup uderza w taflę. Różowa plaża Elafonisi, piasek z drobinkami muszli.

Śródziemnomorskie południe. Pompejańskie freski, chimeryczne, pląsające ze ściany na ścianę. W centrum płótna tańczy winorośl. Zatarta niemal, wspina się ku słońcu.

Tymczasem z okna sączy się światło krótkiego dnia. Widać mur i sczerniałe pnącze.

Trzy obrazy ustawione pod kątem. Masywne krosna wydają się ciężkie jak odrzwia ołtarza. Lewe płótno pokryte zetlałą czerwienią, prawe buzuje purpurą. Środkowe, wyzute z koloru, połyskuje srebrem grafitu. Kryje sporo liryzmu. Osad w górnej części, wytrącony w postaci cętek, przywołuje widok uśpionej łąki.

Kolekcja kilkunastu obrazów, w esencjonalnych tonacjach, wyraża hołd dla koloru, jego majestatu, mocy czerpiącej z prastarych, naturalnych źródeł.

Zapamiętane umbry, lazury, to pokłosie wielu podróży. Na półkach piasek w słoiczkach, rzadkie pigmenty.

Patrzę na obraz w pożółkłej zieleni i widzę przedwiosenne zbocze. Czuję błogość promieni pod powiekami.

Żywioły zamknięte w kolorze, być może same go kreują. Opuszkiem palca zbieram ochrę smutku. Podskórne prądy naruszają spokój powierzchni, wytrącając osad, skroplenia, wywołując rysy. Nierówność malatury załamuje światło, osłaniające wrażliwe, nieustabilizowane wnętrza.

Malarstwo Anny Mielniczyk, tak bliskie abstrakcji, przemawia zmysłowym językiem pejzażu. Wchodzę w nie, oddychając mgłą Serenissimy, Turnerowską nawałnicą. Niektóre obrazy bronią jednak dostępu, wysyłając sygnały, świadczące o głęboko skrywanej aktywności. Ich siłą pozostanie tajemnica.

Opuszczam pracownię. Ania prowadzi pod wąski, strzelisty świerk. Zaglądam w jego mrok i po chwili zauważam ptaka ze zwróconą ku mnie uszatą twarzą. Myślę o małym, niebieskim obrazku, jego nieobecnej źrenicy, która, jak sądzę, również odnotowała naszą obecność.

dr hab. Natalia Wegner

powrót do listy wpisów